Energia tworzy się przez zderzenia, zderzajmy się ze sobą trochę częściej.
Dziesiąta rano, Bazylika Mariacka w Krakowie, Środa Popielcowa.
Pełen ludzi kościół, ale jaki Kościół! Grupa dzieci z siostrą zakonną, studenci, narzeczeni, osoby chore, starsi, mężczyźni w średnim wieku, gimnazjaliści, Pani Halinka, która wyskoczyła na godzinkę z pracy, licealiści. Każdy inny. Każdy w innym momencie dnia, życia. Przyszliśmy, bo plan był taki, że dostaniemy chwilkę oddechu w tym zabieganiu. Dobrze jest przyjść i czuć się u siebie. Tworzyć wciąż nowe miejsca jako "swoje". Bywać, wracać, czuć się pewnie, zacząć rozmawiać, znać ludzi po imieniu, uśmiechać się i rozpoznawać.
Kiedy ostatni raz wyszedłeś i wziąłeś głęboki oddech, dziękując w myśli za ten moment? Spontaniczne decyzje, żeby oddychać są czasem najbardziej szalone. Właśnie leżałam sobie w łóżku kontemplując kolejny dzień deszczu powoli topiąc się już w melancholii, a za rogiem czekał już atak paniki i depresji. Co zrobiłam? Poszłam do łazienki i przez rolety zaczeło przebijać się zachodzące słońce. Zachodziło na naszych krakowskich oczach pierwszy raz od przynajmniej półtora tygodnia. Wzruszyło mnie słońce w czasie mycia rąk... To nie jest normalne, ale cóż mam na swoją obronę, nie widziałam słońca w MAJU od ponad tygodnia, a wszystko dookoła się topi w powodzi. Wybiegłam z domu. Mam takie miejsce niedaleko, na końcu mojej ulicy jest łąka, między jednym osiedlem a drugim, bo oddziela nas autostrada. Tam zawsze uciekam się zachwycać, albo płakać. Najczęściej jednak oglądam tam moje kolorowe chmury, ślimaki, zabieram dzieci żeby zobaczyły trochę nieskoszonej trawy i szukając wciąż sarenek, które czasem tam się pojawiają.
Dobrze jest mieć takie miejsce. To może być łąka. To może być most nad ulicą, to może być dach bloku, klatka schodowa, wiadukt, stacja kolejowa. Niech to będzie miejsce gdzie nikogo nie będziesz przyprowadzać i dzielić się z nim tym miejscem, bo ono wtedy przestanie być Twoje. Obecność zostawia ślad, potem będzie Ci przykro już tam być i nie będziesz tam wolny.
Bądźmy ludźmi, bez świecących prostokątów i możliwością do prawdziwych, żywych spotkań, tym bardziej po prostu spotkań ze sobą.
Kiedy ostatni raz wyszedłeś i wziąłeś głęboki oddech, dziękując w myśli za ten moment? Spontaniczne decyzje, żeby oddychać są czasem najbardziej szalone. Właśnie leżałam sobie w łóżku kontemplując kolejny dzień deszczu powoli topiąc się już w melancholii, a za rogiem czekał już atak paniki i depresji. Co zrobiłam? Poszłam do łazienki i przez rolety zaczeło przebijać się zachodzące słońce. Zachodziło na naszych krakowskich oczach pierwszy raz od przynajmniej półtora tygodnia. Wzruszyło mnie słońce w czasie mycia rąk... To nie jest normalne, ale cóż mam na swoją obronę, nie widziałam słońca w MAJU od ponad tygodnia, a wszystko dookoła się topi w powodzi. Wybiegłam z domu. Mam takie miejsce niedaleko, na końcu mojej ulicy jest łąka, między jednym osiedlem a drugim, bo oddziela nas autostrada. Tam zawsze uciekam się zachwycać, albo płakać. Najczęściej jednak oglądam tam moje kolorowe chmury, ślimaki, zabieram dzieci żeby zobaczyły trochę nieskoszonej trawy i szukając wciąż sarenek, które czasem tam się pojawiają.
Dobrze jest mieć takie miejsce. To może być łąka. To może być most nad ulicą, to może być dach bloku, klatka schodowa, wiadukt, stacja kolejowa. Niech to będzie miejsce gdzie nikogo nie będziesz przyprowadzać i dzielić się z nim tym miejscem, bo ono wtedy przestanie być Twoje. Obecność zostawia ślad, potem będzie Ci przykro już tam być i nie będziesz tam wolny.
Bądźmy ludźmi, bez świecących prostokątów i możliwością do prawdziwych, żywych spotkań, tym bardziej po prostu spotkań ze sobą.
Komentarze
Prześlij komentarz