Nic się nie zmieni.



Tu się nic nie zmieni, póki nie wychowamy siebie samych na ludzi akceptujących siebie.
Nie będę teraz wychwalać żadnej partii. Nie o to chodzi. To jakie daliśmy świadectwo dzisiaj, z jednej strony mnie przeraża, z drugiej powiedzmy jest znośne. 

Zastanawia mnie po prostu jak żona jednego z kandydatów jest w stanie być w związku z mężczyzną, który traktuje ją jak pył na podeszwie buta, a jego mentor uważa, że jedyna funkcja jaką ona może w życiu spełniać to funkcja mopa, pralki, zmywarki i piekarnika. Jak to jest możliwe.

Znam na to odpowiedź.

Nie mogę mówić za wszystkich, ale jestem pewna, że w większości polskich domów wygląda to podobnie. Mama. Mama robi śniadanie, mama gotuje obiady, mama robi pranie, mama odkurza, mama myje podłogę, mama robi zakupy, mama wychowuje dzieci, mama dba o to, żeby lekcje były odrobione, mama chodzi na wywiadówki, mama załatwia pocztę, mama pakuje nas na wyjazd, mama załatwia wszystko co trzeba. Mama robi generalnie wszystko. Tata zarabia pieniądze, dba o samochód, dba o opłaty może, załatwia "męskie sprawy w domu". 

Może jestem nieobiektywna, ale obserwuję rodziny moich rówieśników i widzę powielanie schematów. Cóż z tego, że kobiety pracują zawodowo, w przeciwieństwie do pokolenia naszych dziadków, skoro one pracują zawodowo ORAZ robią to co dotychczas. 

Nie wiem dziewczyny jak macie, ale u mnie wygląda to tak, że jestem w stanie zrobić wszystko sama. Naprawdę. Wiele rzeczy potrafię, a jak nie potrafię to się zapytam, poczytam, podejrzę i nauczę. Jeśli mówię, że czegoś nie umiem, to po prostu nie chce mi się nauczyć. Mam poczucie, że wszystkie tak mamy. Posiadamy nieograniczone umiejętności i kompetencje do ich zdobywania. 

Od dziecka każda z nas jest uczona, że ma mieć porządek w pokoju, ma potrafić ugotować najprostsze choćby rzeczy, ma umieć robić pranie, sprzątać w domu, umieć się zachować w towarzystwie, jesteśmy szkolone do przyjmowania gości - zawsze wcześniej posprzątać, przygotować coś do jedzenia, choćby kupić ciasto do kawy, zapytać co kto pije, potem podać, pamiętaj, że z tych ładniejszych kubków/filiżanek/talerzy z serwisu, potem każda z nas się miota w podawaniu, gotowaniu, podgrzewaniu, zmywaniu, przygotowywaniu kolejnych atrakcji. Czyż nie tak wyglądają Wasze mamy, kiedy przychodzą do domu goście? Co robią ojcowie? Stawiam, że to co większość - pełnią funkcję zabawiacza gości. Opowiadają różne ciekawostki, poruszają mniej lub bardziej ważne tematy, oprowadzają po domu, proponują pewnie jakiś alkohol, bo to też takie polskie, bez kielicha nie ma imprezy. Raczej nie martwią się tym, czy wszyscy mają czyste talerze, a jak już to ich zmartwienie kończy się na "Jola ale no daj czyste talerze co to ma być, goście czekają". Czas płynie, mama siadła na chwilę, ale jak już posiedziała, a goście są skutecznie zabawiani przez głowę rodziny, ona cichaczem wraca do kuchni, gdzie bierze się za brudne naczynia, bo wie, że jak nie zrobi tego teraz, to albo nie ma już czystych talerzy na kolejne danie wjeżdżające na stół, albo po prostu jak nie zacznie teraz, to skończy je zmywać nad ranem... Na ilu odwiedzinach mniej lub bardziej rodzinnych tak było, w których braliście udział?

Jak jest dziewczyny z Waszymi braćmi?
Też słyszą od dziecka, że mają bałagan w pokoju i nikt ich nie będzie chciał takich bałaganiarzy? Zagania się ich do kuchni czy usługiwania gościom? Czy Wasi bracia mają sami sobie zrobić jedzenie i za sobą posprzątać, czy mama im podsuwa wszystko pod nos? Mam nadzieję, że tak nie jest, ale zdaję sobie sprawę, że to całkiem realny scenariusz. Od zawsze naszym zadaniem jest ogarniać całe gospodarstwo, a męskim znaleźć mamuta, zabić mamuta, przynieść mamuta. End of story. Kobieta w tym czasie pilnowała ognia, żeby nie gasł, dbała o dzieci i całe "obejście". Nie twierdzę, że męska rola nie była istotna, bo obie role są równie ważne. Przypominam, że słowo równie, bierze się od równości. Równorzędnie ważne zadania.

Jest mi przykro, że same sobie gotujemy ten los. My wychowujemy mężczyzn na niepotrzebnych. Same sobie radzimy. Świetnie. Nauczmy ich też sobie radzić. Niech też mają porządek na chacie, potrafią przygotować obiad dla całej rodziny i odrobić matmę z dzieckiem. Niech każde z nas czuje się równe. Niech zarówno matka jak i ojciec czują odpowiedzialność za to, żeby dzieci czuły się akceptowane, kochane, wartościowe i zdolne do zrealizowania swoich marzeń jeśli tylko będą na to uczciwie pracować. Nie uczmy dzieci, jak przechytrzyć innych. Uczmy ich jak pomóc innym, żebyśmy równo szli po marzenia. Nie uczmy dzieci kłamać. Nie wiem czy zauważyliście, ale kłamiemy z reguły wtedy kiedy boimy się konsekwencji prawdy. Przecież pierwsze kłamstwa to te, kiedy nie mówimy mamie, kto zbił szklankę, albo kiedy idziemy gdzieś gdzie nie powinno nas być. Kłamiemy ze strachu, który pierwsi zaszczepili w nas najbliżsi. 

Chciałabym, żeby w naszym kraju głosy nie rozkładały się ze strachu, albo przekupstwa. Nie chcę, żeby ludzie mieli poczucie, że głosują na mniejsze zło, nie chcę kraju, w którym ma się poczucie, że głos na kogoś innego niż od lat utarte dwie partie, gdzie tak naprawdę obie to jedno i to samo, to głos zmarnowany. Chciałabym, żeby każdy z nas czuł się ważny i mógł bezpiecznie chodzić ulicami swojego ukochanego miasta. Chciałabym, żebyśmy się opamiętali i przestali zrywać plakaty innych kandydatów, przestali oblewać farbą twarze osób, którym nie dajemy swojego głosu. Ludzie, tak się zachowujemy będąc w przedszkolu, kiedy nie radzimy sobie jeszcze ze swoimi emocjami, nie rozumiemy co się w nas dzieje i co czujemy, więc oblewamy koleżankę kompotem albo przydeptujemy palce. Dorośli powinniśmy znać siebie na tyle, by panować nad tym co w nas się kotłuje. Nic się nie zmieni, jeśli nie zaczniemy akceptować siebie samych. Absolutnie nie będzie nam się żyć lepiej, nawet tym, którzy uważają, że teraz żyjemy w kraju, gdzie w końcu mlekiem i miodem płynie, jeśli nie pokochają siebie i swojej rodziny. Nic się nie zmieni, jeśli zamiast kłócić się z bratem, że PO to złodzieje a PIS to coś tam, nie zapytamy co u nich słychać i co czują, czego się boją, czym się martwią i nie będziemy gotowi im pomóc i wesprzeć. Nic się nie zmieni, jeśli nie dotrze do nas, że każda z tych osób, które mamy w swoim życiu jest nam dana tylko na ten moment, że za chwilę naszych rodziców już nie będzie z nami. Że rodzeństwo nie będzie z nami na zawsze. Że nas nie będzie tu na zawsze. Co po sobie zostawimy? Jak nas zapamiętają? 

Ja zapamiętam mojego wujka jako wiecznie nieszczęśliwego, pełnego kompleksów i braku akceptacji swojego ojca i przyjaciół, człowieka o wielkim sercu wypełnionym poczuciem bycia niewystarczającym żeby go kochać takim jakim jest. Ja patrzę tak, ale mogłabym go zapamiętać po prostu jako zagorzałego narodowca. I co? Średnie wspomnienie prawda? Wolę pamiętać, że zawsze jak byłam mała układał ze mną  klocki lego na choince, po czym kładł się ze mną pod tą choinką i opowiadał mi co się dzieje na którym piętrze, i co hipek spod gwiazdy na czubku przekazuje hipkowi z bombki pośrodku choinki. To już przyjemniejszy obraz. Chciałabym, żebyśmy mieli ze sobą same takie. A na razie widzę, jak kolejne pokolenie przekłada bezmyślnie schematy poprzednich pokoleń, jakby świat nie szedł naprzód. 

Nasi dziadkowie byli wychowywani w czasie wojny, gdzie uczucia były oznaką słabości. Nasi rodzice mieli rodziców, którzy byli oduczeni wrażliwości. Dziecko rodzi się pełne miłości do swoich rodziców, potem uczy się nienawidzić. Nie potrafisz sobie radzić z emocjami, naprawdę, po to mamy już tak szerokodostępną psychoterapię, żeby to przepracować. Pomyśl o tym, kim chcesz, żeby było Twoje dziecko? Chcesz, by było szczęśliwe. Jestem pewna, że to jest odpowiedź każdego rodzica, który czeka na swoje dziecko z radością. Nie chcesz źle dla swojego dziecka, więc chciej najpierw dobrze dla siebie. Pisałam kiedyś o tym, że jesteśmy lustrem swoich rodziców , także zadbajmy o to by to dziecko, które kiedyś może będzie nam dane wychować było odbiciem szczęścia swoich rodziców, a nie frustracji, smutku i poczucia bycia niewystarczającym.













Komentarze

Popularne posty